Bosman

środa, 3 października 2012

Uroki jesieni

Dziś z całą pewnością mogę potwierdzić, że wyglądając za okno bez wątpienia widzę jesień. Tak, jest już z nami od dłuższego czasu i wciąż zachwyca swoimi kolorami. Niestety robi się też coraz zimniej, ale czasem trzeba zrezygnować z jednej przyjemności, żeby cieszyć się tą drugą.

Moje ulubione zdjęcie, zrobione tydzień temu nad jeziorem :)

Ostatnio jednak znów trochę się ociepliło, oczywiście nie na długo, więc trzeba było to wykorzystać. Wobec tego w sobotę, żeby całego dnia nie zmarnować, załadowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do lasu na grzyby. Po drodze zrobiliśmy przystanek i zatrzymaliśmy się w naszym domku na wsi. To była pierwsza okazja, kiedy Bosman mógł do woli wybiegać się bez smyczy. Chętnie skorzystał z wolności, raz nawet prawie się zgubił, ale nie odszedł daleko- niewinnie obwąchiwał drzwi z drugiej strony domu :)



Zaraz po zapoznaniu pojechaliśmy dalej. Pogoda była piękna, słoneczna i prawie letnia.



Nikt nie spodziewał się, że znajdziemy jakieś grzyby, więc byliśmy zaskoczeni widząc, jak szybko kosz się zapełnia. Nawet Bosman wywęszył pięknego maślaka...



Piesek idealnie pasował do jesiennej scenerii i w lesie czuł się jak ryba w wodzie.
Dzielnie maszerował i tylko kilka razy trzeba go było nieść, w końcu ma dopiero 11 tygodni.

 Znalazł kilka patyków idealnych do zabawy i trudno było go od nich odciągnąć.


Bosman spoglądający na panią w oddali...

Wreszcie dotarliśmy do auta i wróciliśmy z powrotem na działkę. Okazało się, że pieskowi wciąż nie brakuje energii i do wieczora hasał i buszował w trawie.

 Mmm... kwiatek...

Co ty mówisz, żadnego kwiatka nie widziałem...

Koniczynka też nieźle smakuje.

 ;)

I tak oto mały cieszył się z wolności.

W ogródku spotkaliśmy też kotka, niestety chłopcy się nie polubili.

Do Wrocławia dojechaliśmy dopiero późnym wieczorem. Bosman położył się spać i śnił o łąkach, lesie i o swoim grzybie, którego niestety nie mógł spróbować.

A to zdjęcia już z następnego dnia, ale szkoda byłoby nie dodać (wkleiłam prawie wszystkie, bo nie mogę się zdecydować, które ładniejsze).








I to już koniec naszej wyprawy, ale zaledwie początek wszystkich, które nas czekają...
Oby było ich jak najwięcej :)

sobota, 22 września 2012

Pierwszy Spacerek

Warunki atmosferyczne od rana były bardzo zmienne. Słońce, deszcz, wiatr... Ale pogoda Bosmanowi nie straszna, przecież skończył dzisiaj 10 tygodni. Spacer miał być, to będzie. Dopiero po południu udało się zebrać całą rodzinę (w końcu to wyjątkowe wydarzenie) i wreszcie wyszliśmy. Kiedy postawiłam go na ziemi, najpierw przeżył szok. Usiadł i zaczął nerwowo rozglądać się dookoła. Później wstał na chwiejnych nogach i z podwiniętym ogonem przeszedł kilka kroków. Następnie podjął próbę zjedzenia żołędzi, a po mojej interwencji spróbował tego samego z kamieniem. Wtedy wzięłam go z powrotem na ręce i przenieśliśmy się do ogródka babci, gdzie jest o wiele bezpieczniej. Dopiero wtedy się rozluźnił. Miał tam trochę czystego trawnika do wybiegania, z czego chętnie skorzystał. Próbował liści i ziemi, łaził po usypanych stertach do spalenia i szukał czegoś jadalnego. Czyli po prostu świetnie się bawił :) Niektóre zdjęcia trochę nieostre, piesek wciąż był w ruchu...







 Bosman do domu wrócił już na własnych nogach, ale nie był tak swobodny jak na ogródku, woli chyba bardziej odosobnione miejsca. W końcu to jego pierwszy raz. Pod koniec wyprawy szczekał i piszczał, żebym wzięła go na ręce. Wreszcie wniosłam go po schodach i postawiłam w przedpokoju. Dopiero wtedy zrobił siku- na gazetę :) Cóż, kiedyś się nauczy.

Mimo wszystko był to wyczerpujący spacer. Bosman dostał w nagrodę pół jabłka i zaszył się z nim w moim pokoju.



Zapozował jeszcze do kilku zdjęć i stwierdził, że jego zasoby energii na dzisiaj się skończyły, teraz więc odpoczywa na ulubionym kocyku. A ja myślę już o jutrzejszym spacerku :)

Od przodu i z profilu. Prawdziwy model... 





Jutro wstanę chyba o siódmej i pójdziemy się przejść- tylko we dwoje. Oczywiście jeśli będę miała siły, ale muszę się w końcu przyzwyczaić, bo niedługo wczesne wstawanie stanie się moją codziennością.
Cóż, czego się nie robi z miłości :)


czwartek, 20 września 2012

Szczepienie

W poniedziałek znowu poszliśmy do weterynarza. Tym razem chodziło o szczepienie. Pogoda na szczęście była o wiele ładniejsza, więc spacerek można zaliczyć do przyjemności. A na miejscu czekała nas niespodzianka- pusta poczekalnia! Takie rzeczy nie często się zdarzają... Weterynarz był inny niż ostatnio, ale również bardzo sympatyczny. Okazało się, że hodowca popełnił błąd, sprzedając nam pieska dzień po jego pierwszym szczepieniu, co mogło skończyć się fatalnie. Na szczęście z Bosmanem wszystko dobrze, rośnie w zastraszającym tempie i ma wilczy apetyt, możemy być więc o niego spokojni. Lekarz zbadał wydzielinę z jego ucha, by wykluczyć świerzb i obejrzał go ze wszystkich stron. Wreszcie wyjął strzykawkę, z taką wielką igłą, że mało brakowało, a porwała bym pieska i uciekła z gabinetu. Ledwie się powstrzymałam. Ale po ukłuciu psinek tylko się otrzepał (dzielny chłopak) i z ulgą wskoczył mi na ramiona. Dowiedzieliśmy się, że w sobotę wreszcie możemy iść na nasz pierwszy spacerek, ważne tylko, by wybrać miejsce rzadko uczęszczane przez psy. To nie będzie jednak problemem, bo przecież zdrowie psiaka jest dla nas najważniejsze. A ja uśmiecham się na myśl o tym, że Bosman wreszcie będzie mógł wykorzystać całą tą energię, która w nim się kryje. Jak na razie siedzi tylko w domu i z nudów obgryza swoje kostki. Myślę, że przyda nam się trochę ruchu :) A teraz sesja z bardzo znudzonym psiakiem...



 No i z nochalem :)


 A taka pozycja jest najwygodniejsza :) To nic, że pani chce wstać...

Teraz jedyne co możemy zrobić, to czekać i cieszyć się na myśl o spacerku. W sobotę Bosman kończy 10 tygodni, a po skończeniu 12 mamy kolejną szczepionkę. Ale na razie- byle do weekendu :)

czwartek, 13 września 2012

Pierwszy raz u weterynarza

Jesień wciąż zbliża się do nas wielkimi krokami. Kiedy wreszcie udaje mi się wyleźć z łóżka, pierwsze co mam przed oczami, to taki oto widok za oknem:

Coś takiego od razu potrafi zniechęcić do życia, nic więc dziwnego, że we wtorek dostałam wysokiej gorączki i skończyło się zwolnieniem do końca tygodnia. Z tego faktu chyba najbardziej zadowolony był Bosman. Na początku starałam się do niego za bardzo nie zbliżać, żeby go nie zarazić (podobno to jest możliwe), ale kiedy poczułam się trochę lepiej stwierdziłam, że to dobra okazja by spędzić z psinkiem trochę czasu. Okazało się jednak, że piesek prawdopodobnie przesypia naszą nieobecność, więc żeby nie naruszać jego przyzwyczajeń pozwoliłam, by ułożył się wygodnie na moich kolanach i zajęłam się własnymi sprawami.  




Wkrótce zaczęłam cieszyć się, że zostałam w domu, bo pogoda za oknem prezentowała się wciąż nie najlepiej, wręcz przeciwnie... Wszędzie szaro, buro i mokro.



W środę po południu czułam się już całkiem dobrze, mogłam więc towarzyszyć Bosmanowi w jego pierwszej wizycie u weterynarza. Bez problemu dał założyć sobie obrożę i smycz, które stanowiły tylko "gwarancję bezpieczeństwa" na wypadek, gdyby piesek zaczął się wyrywać i uciekać. Kiedy wychodziliśmy z domu, znów zaczynało siąpić. Szczeniak był zdziwiony i trochę przestraszony, bo dotychczas jego wiedza o świecie była ograniczona do naszego i tak nie największego mieszkania. Gdy wreszcie doniosłam go do przychodni okazało się, że trzeba będzie trochę poczekać. "Trochę" trwało ponad godzinę, ale psinek przespał większość czasu. Zresztą już wcześniej przewidziałam taką sytuację i miałam przy sobie zabawkę. W końcu wpuścili nas do gabinetu. Oczywiście Bosman zrobił siku kiedy tylko postawili go na stoliku. Cóż, ma jeszcze mały pęcherz, zresztą wizyta kosztowała go więcej, niż mogło pomieścić się w małym psim łebku.  Najpierw przeczyścili mu uszy i napuścili kropelki, co nie było chyba przyjemne, bo piesek z całych sił próbował wyswobodzić się z obcych rąk. Później został dokładnie obejrzany i weterynarz stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. Okazało się, że nasz mały waży już 2,5 kg! Wreszcie podali mu środek na odrobaczenie i ustalili datę szczepienia- poniedziałek, 17. Na koniec zakropili mu oczko, z którego sączy się już od jakiegoś czasu, zapisali go w komputerze i już mógł z powrotem wrócić na moje ramiona, z czego był niezmiernie zadowolony. Po tym wszystkim piesek wyczerpany położył się w domu na swoim legowisku i spał do późnego wieczora. Jeszcze dziś rano pachniał kropelkami, ale po jakimś czasie chyba się wywietrzył :) Po południu zjadł pyszny obiadek (rozmoczone chrupki, trochę makaronu, ugotowanego kurczaka, marchewki i selera- pycha) i znów rozłożył się na moich kolanach.

Zezulek ;)


Mogę chyba jednak śmiało powiedzieć, że Bosman był bardzo dzielny i spokojny. W końcu to wcale nie taki mały chłopak- jutro kończy dwa miesiące. Od kiedy do nas przyjechał sporo urósł- minęły już prawie 3 tygodnie. Dziwne, bo mi się wydaje, że to chyba cała wieczność. Jak ja wcześniej mogłam żyć bez mojego malucha? :)