Bosman

sobota, 27 października 2012

Zaskakujące zjawiska pogodowe

Pamiętacie to zdjęcie?

Teraz drzewo w tle wygląda już nieco inaczej...

Pogoda wciąż bardzo zmienna. Ostatnio na całe nasze miasto opadła gęsta, szara mgła. Niewiele było widać.

Jeszcze niedawno cieszyłam się z jesieni, która w mgnieniu oka zaczyna ustępować zimie. Dzisiaj nagle i niespodziewanie zaczął padać śnieg, zastając mnie zupełnie nieprzygotowaną, bez odpowiednich butów. Skutkiem tego były zupełnie przemoczone skarpety. Bosmanowi nowa pora roku najwyraźniej też nie przypadła do gustu. Tak zimno i mokro za jego życia jeszcze nie było :)



Ale wirujące płatki śniegu potrafią też cieszyć. Niestety nie wzięłam aparatu, a było kilka okazji na fajne zdjęcia. Na szczęście mam jeszcze te z jesiennej sesji :)

Tutaj pogoda prawie jak w lato.



 Na naszym osiedlu leżą ogromne sterty liści. Bosman uwielbia się w nich bawić.





 A po powrocie z zimnego spaceru najlepszy jest kubek gorącej herbaty i... jakaś dobra kostka do obgryzania :)

 Mmm... jak dobrze być już w domu...

Dzisiaj z powodu pogody odwołali nam zajęcia w psim przedszkolu. Byliśmy już tydzień temu, a przed nami jeszcze 3 miesiące. Od nas to kawał drogi (ok 45 minut jazdy zatłoczonym autobusem) ale myślę, że warto, i że wkrótce skutki będą widoczne w zachowaniu psiaka. Kilka fotek z poprzedniego tygodnia:




Bosman bardzo boi się psów, które reagują z entuzjazmem na nowego kolegę. Na szkoleniu przestraszył się młodszego o pół miesiąca psiaka i uciekał przed nim po całym ogrodzonym terenie. Przyszedł dopiero widząc kawałek pysznej wątróbki w mojej ręce. Ale myślę, że podczas tych lekcji sporo się nauczymy. Na razie jest weekend, a w czwartek święta i znów będziemy mieć trochę czasu dla siebie :)

wtorek, 16 października 2012

Ostatnie dni pogody

Znowu pada deszcz i liście lecą z drzew. A przecież dopiero co rozwijały się z wiosennych, zielonych pączków. Dopiero co chroniły nas przed letnim upałem. Lubię jesień, z jej ciepłymi kolorami i poranną mgłą, ale kiedy drzewa łysieją, a za oknami leje, znów zaczynam tęsknić za latem. Pomyśleć, że jeszcze tydzień temu słońce przygrzewało jak tylko mogło (no, przynajmniej się starało).

Również na najbliższe dni pogoda nie zapowiada się najlepiej, dlatego Bosman postanowił wykorzystać nasz prawdopodobnie ostatni wyjazd na wieś w tym roku.


Buszował w trawie...

 Łapał wiatr we włosy...

 ...i odwiedził wszystkie krzaczki i drzewka w okolicy.

 A to nasz domek :) Nie jest zbyt duży, ale na weekendowy wyjazd- w sam raz.

 Mały wygrzewał się też w ostatnich promieniach słońca.

 I pozował do jesiennej sesji :)

A w wolnym czasie graliśmy w piłkę.


Jako, że niedaleko mamy kawałek lasu i wąwozy wybraliśmy się też na krótki spacer. 


 Przy okazji udało mi się zrobić bardzo wiosenne zdjęcie :)

Po powrocie ze wsi okazało się, że złoty Goldenek zmienił się w coś szarego i skołtunionego, o kształtach nieco przypominających psa. Nie było innego wyjścia, jak wsadzić go do wanny i porządnie wyszorować. Na szczęście po drodze  kupiliśmy szampon dla szczeniąt i Bosman wylądował w łazience. Co prawda na początku trochę panikował, ale wyraźnie podobało mu się opłukiwanie ciepłą wodą. A jak później pięknie pachniał :) Szkoda, że nie możemy kąpać go co tydzień.. Na suszarkę zareagował z trochę mniejszym entuzjazmem. 


Ale niestety to nie koniec atrakcji. Otóż zanim jeszcze wróciliśmy, mały, korzystając z krótkiej chwili nieuwagi poleciał na kompost i wcielił się w poszukiwacza skarbów. Efektem były dość nieprzyjemne sytuacje w samochodzie...

Przyjemna nie była również wizyta u weterynarza. Bosman już od dłuższego czasu męczył się z chorym uchem. Ostatnim razem lekarz stwierdził jednak, że piesek jest zdrowy. Musiało więc dojść do tego, że mały wydrapał sobie ranę do krwi, żebyśmy w końcu dostali lekarstwo. Na szczęście widać już poprawę :)

Wiklinowy koszyk do spania cały pogryziony powędrował do piwnicy. Brązowy kocyk również był do niczego. Bosek sieje zniszczenie, gryzie buty i gąbki, a papier toaletowy rozwleka po całym domu. Tak, czasem wystarczy powiedzieć "zostaw" (piesek jest mądry, nauczył się już komendy "zostań", choć z leżeniem mamy większe problemy) , ale często jest już za późno. Niektóre rzeczy trudno puścić w niepamięć, jak np. obszarpany materac od łóżka. Ale przecież za niego oddałabym nawet sto materacy :)


środa, 3 października 2012

Uroki jesieni

Dziś z całą pewnością mogę potwierdzić, że wyglądając za okno bez wątpienia widzę jesień. Tak, jest już z nami od dłuższego czasu i wciąż zachwyca swoimi kolorami. Niestety robi się też coraz zimniej, ale czasem trzeba zrezygnować z jednej przyjemności, żeby cieszyć się tą drugą.

Moje ulubione zdjęcie, zrobione tydzień temu nad jeziorem :)

Ostatnio jednak znów trochę się ociepliło, oczywiście nie na długo, więc trzeba było to wykorzystać. Wobec tego w sobotę, żeby całego dnia nie zmarnować, załadowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do lasu na grzyby. Po drodze zrobiliśmy przystanek i zatrzymaliśmy się w naszym domku na wsi. To była pierwsza okazja, kiedy Bosman mógł do woli wybiegać się bez smyczy. Chętnie skorzystał z wolności, raz nawet prawie się zgubił, ale nie odszedł daleko- niewinnie obwąchiwał drzwi z drugiej strony domu :)



Zaraz po zapoznaniu pojechaliśmy dalej. Pogoda była piękna, słoneczna i prawie letnia.



Nikt nie spodziewał się, że znajdziemy jakieś grzyby, więc byliśmy zaskoczeni widząc, jak szybko kosz się zapełnia. Nawet Bosman wywęszył pięknego maślaka...



Piesek idealnie pasował do jesiennej scenerii i w lesie czuł się jak ryba w wodzie.
Dzielnie maszerował i tylko kilka razy trzeba go było nieść, w końcu ma dopiero 11 tygodni.

 Znalazł kilka patyków idealnych do zabawy i trudno było go od nich odciągnąć.


Bosman spoglądający na panią w oddali...

Wreszcie dotarliśmy do auta i wróciliśmy z powrotem na działkę. Okazało się, że pieskowi wciąż nie brakuje energii i do wieczora hasał i buszował w trawie.

 Mmm... kwiatek...

Co ty mówisz, żadnego kwiatka nie widziałem...

Koniczynka też nieźle smakuje.

 ;)

I tak oto mały cieszył się z wolności.

W ogródku spotkaliśmy też kotka, niestety chłopcy się nie polubili.

Do Wrocławia dojechaliśmy dopiero późnym wieczorem. Bosman położył się spać i śnił o łąkach, lesie i o swoim grzybie, którego niestety nie mógł spróbować.

A to zdjęcia już z następnego dnia, ale szkoda byłoby nie dodać (wkleiłam prawie wszystkie, bo nie mogę się zdecydować, które ładniejsze).








I to już koniec naszej wyprawy, ale zaledwie początek wszystkich, które nas czekają...
Oby było ich jak najwięcej :)