Kiedy pierwszy raz zobaczyłam je w kojcu, od razu wiedziałam, który to Bosman. Chyba intuicja mi to podpowiedziała, albo po prostu był najładniejszy. Było mi tylko trochę szkoda, że nie mogę zabrać reszty ;)
Po uzyskaniu niezbędnych informacji wreszcie pojechaliśmy do domu. Piesek był bardzo grzeczny, najwyraźniej dobrze znosi podróż, zresztą większość drogi przespał.
Bosman odezwał się dopiero po przyjeździe. Od razu odwiedził wszystkie kąty i obszczekał kaloryfer. Bardzo szybko przyzwyczaił się do nowej rodziny, nawet w nocy nie płakał za mamą...
Dziś mija 5 dni od jego przyjazdu. To nie dużo, ale ja już nie wyobrażam sobie życia bez niego. Mimo, że wywrócił je trochę do góry nogami. Ale jestem mu za to wdzięczna :) Teraz może jeszcze kilka fotek.. Tutaj z jego pierwszą zabawką:
A ta czarna jest zrobiona przeze mnie :)
Ale legowisko też jest świetne do gryzienia...
I miska, "większa od psiska"
Dziś rano Bosman dostał nowe legowisko. Od razu zabrał się do gryzienia, więc nie wiadomo jak długo wytrzyma.
Niedługo będzie trzeba pojechać do sklepu zoologicznego, bo małemu ledwie starcza porcja karmy przepisana przez hodowcę. Mam nadzieję, że będzie rósł jak na drożdżach, a miesiąc do pierwszego spaceru (kwarantanna kończy się dopiero 27 września) minie błyskawicznie. Szkoda że już teraz nie możemy skorzystać z pięknej pogody, myślę, że Bosman byłby zachwycony. Puki co muszą nam wystarczyć cztery pokoje...