Bosman

piątek, 1 lutego 2013

Nareszcie wolne!

Ledwie zaczęły się ferie, nadeszła odwilż. Wszędzie zrobiło się szaro i mokro. Biały śnieżek zmienił się w brudną ciapę, a na dworze pojawiły się ogromne kałuże. Jedna z nich, wielkości jeziora pojawiła się przed naszymi tylnymi drzwiami (przednie prowadzą na osiedle). Oto ona:



Kiedy tylko Bosman zobaczył "jeziorko", obudził się w nim instynkt Goldena, które, jak wiadomo, kochają wodę. Szalał, biegał, skakał, aportował, był po prostu wniebowzięty. Ja też się cieszyłam, że mały lubi wodę i ma okazję się z nią trochę oswoić (w lecie, kiedy była kąpielowa pogoda miał kwarantannę i musiał siedzieć w domu). Niestety okazało się, że Bosek podczas aportowania musiał napić się z kałuży (głównie z rozpuszczonego śniegu, który leżał już długi czas) i później nie było tak wesoło...

Zaczęło się od tego, że Bosman dostał biegunki. Myślałam, że to od mleka, które dostał rano, (czasem mu daję- uwielbia je, ale jeszcze nigdy nie miał problemów z tego powodu). Miałam nadzieję, że zaraz mu przejdzie, ale było jeszcze gorzej. Dałam mu sporo węgla, ale to nie pomogło. Wieczorem, kiedy jechaliśmy do babci zwymiotował dwa razy w samochodzie. Nie dostał kolacji, pił dużo wody i wciąż nie było widać poprawy. W nocy miał gorączkę, piszczał i skomlał. Rano chcieliśmy iść do weterynarza, jednak gorączka w końcu spadła i biedaczek nareszcie poczuł się lepiej. Zjadł trochę ryżu i nic się nie stało, a pod wieczór był już całkiem zdrowy. I całe szczęście, bo wszyscy byliśmy już poważnie zaniepokojeni...

Teraz Bosman ma się świetnie, choroba jak przyszła, tak poszła. Na pocieszenie dostał dwa nowe kocyki- jeden do samochodu i drugi- domowy (po starym zostały już tylko strzępy). Dostał też zabawkę (pluszaka), używaną, bo i tak załatwi ją w tydzień ;) A że mamy wolne, jest dużo czasu na wspólną zabawę i spacerki. Jutro ostatnie zajęcia w psim przedszkolu i myślę, że było warto się na nie zapisać. Mały jest o wiele śmielszy i posłuszniejszy, umie też sporo sztuczek (kiedyś się pochwalimy). Wieczorem jedziemy w góry, będziemy spacerować, jeździć na nartach (biegówkach), nie zabraknie też fotek. A, no tak, jeszcze się nie pochwaliłam. Miałam na lokacie trochę oszczędności, a po co trzymać pieniądze, skoro można za nie spełnić swoje marzenie? Tak właśnie pomyślałam i oto jest- moja nowa lustrzanka, Nikon D3200 :) Jestem z niego bardzo zadowolona. Co prawda jeszcze muszę się wiele nauczyć, żeby robić dobre zdjęcia, ale moim zdaniem i tak już są lepsze, niż te robione starą cyfrówką (miała 5 MP, a nowa lustrzanka ma ich ponad 24 :D). Na razie się uczę, a oto dotychczasowe efekty (nie poprawione w żadnym programie, nie miałam czasu, ale wyglądają nie najgorzej- stare przed wstawieniem musiałam poprawiać):





A gdzie się podziała czwarta łapka?




Przecież podłoga jest bardzo wygodna ;)


A tak przy okazji... Bosman chyba dorasta- zaczął podnosić nogę do sikania. Co prawda na razie nie zawsze praktykuje, ale to już coś znaczy ;) A jeszcze niedawno był małą, puchatą kuleczką... :)