Bosman

sobota, 22 września 2012

Pierwszy Spacerek

Warunki atmosferyczne od rana były bardzo zmienne. Słońce, deszcz, wiatr... Ale pogoda Bosmanowi nie straszna, przecież skończył dzisiaj 10 tygodni. Spacer miał być, to będzie. Dopiero po południu udało się zebrać całą rodzinę (w końcu to wyjątkowe wydarzenie) i wreszcie wyszliśmy. Kiedy postawiłam go na ziemi, najpierw przeżył szok. Usiadł i zaczął nerwowo rozglądać się dookoła. Później wstał na chwiejnych nogach i z podwiniętym ogonem przeszedł kilka kroków. Następnie podjął próbę zjedzenia żołędzi, a po mojej interwencji spróbował tego samego z kamieniem. Wtedy wzięłam go z powrotem na ręce i przenieśliśmy się do ogródka babci, gdzie jest o wiele bezpieczniej. Dopiero wtedy się rozluźnił. Miał tam trochę czystego trawnika do wybiegania, z czego chętnie skorzystał. Próbował liści i ziemi, łaził po usypanych stertach do spalenia i szukał czegoś jadalnego. Czyli po prostu świetnie się bawił :) Niektóre zdjęcia trochę nieostre, piesek wciąż był w ruchu...







 Bosman do domu wrócił już na własnych nogach, ale nie był tak swobodny jak na ogródku, woli chyba bardziej odosobnione miejsca. W końcu to jego pierwszy raz. Pod koniec wyprawy szczekał i piszczał, żebym wzięła go na ręce. Wreszcie wniosłam go po schodach i postawiłam w przedpokoju. Dopiero wtedy zrobił siku- na gazetę :) Cóż, kiedyś się nauczy.

Mimo wszystko był to wyczerpujący spacer. Bosman dostał w nagrodę pół jabłka i zaszył się z nim w moim pokoju.



Zapozował jeszcze do kilku zdjęć i stwierdził, że jego zasoby energii na dzisiaj się skończyły, teraz więc odpoczywa na ulubionym kocyku. A ja myślę już o jutrzejszym spacerku :)

Od przodu i z profilu. Prawdziwy model... 





Jutro wstanę chyba o siódmej i pójdziemy się przejść- tylko we dwoje. Oczywiście jeśli będę miała siły, ale muszę się w końcu przyzwyczaić, bo niedługo wczesne wstawanie stanie się moją codziennością.
Cóż, czego się nie robi z miłości :)


czwartek, 20 września 2012

Szczepienie

W poniedziałek znowu poszliśmy do weterynarza. Tym razem chodziło o szczepienie. Pogoda na szczęście była o wiele ładniejsza, więc spacerek można zaliczyć do przyjemności. A na miejscu czekała nas niespodzianka- pusta poczekalnia! Takie rzeczy nie często się zdarzają... Weterynarz był inny niż ostatnio, ale również bardzo sympatyczny. Okazało się, że hodowca popełnił błąd, sprzedając nam pieska dzień po jego pierwszym szczepieniu, co mogło skończyć się fatalnie. Na szczęście z Bosmanem wszystko dobrze, rośnie w zastraszającym tempie i ma wilczy apetyt, możemy być więc o niego spokojni. Lekarz zbadał wydzielinę z jego ucha, by wykluczyć świerzb i obejrzał go ze wszystkich stron. Wreszcie wyjął strzykawkę, z taką wielką igłą, że mało brakowało, a porwała bym pieska i uciekła z gabinetu. Ledwie się powstrzymałam. Ale po ukłuciu psinek tylko się otrzepał (dzielny chłopak) i z ulgą wskoczył mi na ramiona. Dowiedzieliśmy się, że w sobotę wreszcie możemy iść na nasz pierwszy spacerek, ważne tylko, by wybrać miejsce rzadko uczęszczane przez psy. To nie będzie jednak problemem, bo przecież zdrowie psiaka jest dla nas najważniejsze. A ja uśmiecham się na myśl o tym, że Bosman wreszcie będzie mógł wykorzystać całą tą energię, która w nim się kryje. Jak na razie siedzi tylko w domu i z nudów obgryza swoje kostki. Myślę, że przyda nam się trochę ruchu :) A teraz sesja z bardzo znudzonym psiakiem...



 No i z nochalem :)


 A taka pozycja jest najwygodniejsza :) To nic, że pani chce wstać...

Teraz jedyne co możemy zrobić, to czekać i cieszyć się na myśl o spacerku. W sobotę Bosman kończy 10 tygodni, a po skończeniu 12 mamy kolejną szczepionkę. Ale na razie- byle do weekendu :)

czwartek, 13 września 2012

Pierwszy raz u weterynarza

Jesień wciąż zbliża się do nas wielkimi krokami. Kiedy wreszcie udaje mi się wyleźć z łóżka, pierwsze co mam przed oczami, to taki oto widok za oknem:

Coś takiego od razu potrafi zniechęcić do życia, nic więc dziwnego, że we wtorek dostałam wysokiej gorączki i skończyło się zwolnieniem do końca tygodnia. Z tego faktu chyba najbardziej zadowolony był Bosman. Na początku starałam się do niego za bardzo nie zbliżać, żeby go nie zarazić (podobno to jest możliwe), ale kiedy poczułam się trochę lepiej stwierdziłam, że to dobra okazja by spędzić z psinkiem trochę czasu. Okazało się jednak, że piesek prawdopodobnie przesypia naszą nieobecność, więc żeby nie naruszać jego przyzwyczajeń pozwoliłam, by ułożył się wygodnie na moich kolanach i zajęłam się własnymi sprawami.  




Wkrótce zaczęłam cieszyć się, że zostałam w domu, bo pogoda za oknem prezentowała się wciąż nie najlepiej, wręcz przeciwnie... Wszędzie szaro, buro i mokro.



W środę po południu czułam się już całkiem dobrze, mogłam więc towarzyszyć Bosmanowi w jego pierwszej wizycie u weterynarza. Bez problemu dał założyć sobie obrożę i smycz, które stanowiły tylko "gwarancję bezpieczeństwa" na wypadek, gdyby piesek zaczął się wyrywać i uciekać. Kiedy wychodziliśmy z domu, znów zaczynało siąpić. Szczeniak był zdziwiony i trochę przestraszony, bo dotychczas jego wiedza o świecie była ograniczona do naszego i tak nie największego mieszkania. Gdy wreszcie doniosłam go do przychodni okazało się, że trzeba będzie trochę poczekać. "Trochę" trwało ponad godzinę, ale psinek przespał większość czasu. Zresztą już wcześniej przewidziałam taką sytuację i miałam przy sobie zabawkę. W końcu wpuścili nas do gabinetu. Oczywiście Bosman zrobił siku kiedy tylko postawili go na stoliku. Cóż, ma jeszcze mały pęcherz, zresztą wizyta kosztowała go więcej, niż mogło pomieścić się w małym psim łebku.  Najpierw przeczyścili mu uszy i napuścili kropelki, co nie było chyba przyjemne, bo piesek z całych sił próbował wyswobodzić się z obcych rąk. Później został dokładnie obejrzany i weterynarz stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. Okazało się, że nasz mały waży już 2,5 kg! Wreszcie podali mu środek na odrobaczenie i ustalili datę szczepienia- poniedziałek, 17. Na koniec zakropili mu oczko, z którego sączy się już od jakiegoś czasu, zapisali go w komputerze i już mógł z powrotem wrócić na moje ramiona, z czego był niezmiernie zadowolony. Po tym wszystkim piesek wyczerpany położył się w domu na swoim legowisku i spał do późnego wieczora. Jeszcze dziś rano pachniał kropelkami, ale po jakimś czasie chyba się wywietrzył :) Po południu zjadł pyszny obiadek (rozmoczone chrupki, trochę makaronu, ugotowanego kurczaka, marchewki i selera- pycha) i znów rozłożył się na moich kolanach.

Zezulek ;)


Mogę chyba jednak śmiało powiedzieć, że Bosman był bardzo dzielny i spokojny. W końcu to wcale nie taki mały chłopak- jutro kończy dwa miesiące. Od kiedy do nas przyjechał sporo urósł- minęły już prawie 3 tygodnie. Dziwne, bo mi się wydaje, że to chyba cała wieczność. Jak ja wcześniej mogłam żyć bez mojego malucha? :)


niedziela, 9 września 2012

Nowy rok szkolny

Ostatnio miałam problemy z internetem, co uniemożliwiło mi pisanie bloga. Tymczasem wakacje odeszły od nas bezpowrotnie, a lato powoli zaczyna ustępować jesieni. Niestety z powodu rozpoczęcia się roku szkolnego Bosman musi zostawać kilka godzin dziennie sam. Na szczęście znosi to dobrze i pod naszą nieobecność wyjada chyba drożdże z lodówki, bo z dnia na dzień widać, jak rośnie, a jego futerko ciemnieje. Przynajmniej kiedy wychodzimy wreszcie może poczuć się jak pan domu. No i oczywiście w nocy, bo małemu ciemność nie przeszkadza. Wciela się wtedy w łowcę przygód, a wszystkie swoje trofea z podróży znosi do własnego legowiska.



Właściwie w całym domu można znaleźć masę przeróżnych zabawek- ścierka do podłogi, wystająca gałka od szuflady czy rolka papieru toaletowego, bluzka, skarpetka, lub nawet jakiś ciekawy kabel. Z tymi ostatnimi trzeba bardzo uważać, bo piesek nie zdaje sobie sprawy, jakie stanowią dla niego niebezpieczeństwo. Zazwyczaj jednak posłusznie reaguje na komendę zostaw, bo to przecież bardzo mądry piesek. Ostatnio nauczył się też podawać łapę, a kiedy chce, żeby wziąć go na kolana, opiera się przednimi łapami o kanapę i patrzy tymi swoimi pięknymi oczami.


 Ten sam trik wykorzystuje, czekając w kuchni na jedzenie i w wielu innych sytuacjach...



W sobotę  Bosman skończył 8 tygodni. Im jest starszy, tym wyraźniej widać, że jego powołaniem jest życie w rodzinie i miłość do ludzi. Wprost uwielbia spędzać z nami czas. Kiedy odrabiam lekcje, leniwie wyleguje się na moich kolanach, a kiedy skończę, wprost wyskakuje ze skóry, żeby trochę się ze mną potarmosić.


Staramy się na przeróżne sposoby urozmaicać mu dietę, wprowadzając nowe składniki, np.: gotowaną marchewkę i ryż, lub odrobinę mięsa.
Ostatnio byłam w sklepie zoologicznym i kupiłam mu nowiutką kość do gryzienia. Kiedy się za nią zabiera, zapomina o całym świecie i potrafi obgryzać ją godzinami (no, może trochę przesadziłam).

Dostał też piękną, niebieską obróżkę. Na razie nie jest potrzebna, ale piesek musi się najpierw przyzwyczaić do jej noszenia. Szczerze mówiąc bardzo do "twarzy" mu w niebieskim :)

Odbył też swój pierwszy spacerek na smyczy i wyglądał na zadowolonego...



W środę idziemy na odrobaczanie, a później już tylko 2 tygodnie przymusowej kwarantanny i wreszcie będziemy mogli wyjść na spacer. Na razie Bosmanowi pozostaje oglądanie widoków z okna, ale już niedługo... Wytrzymamy :)


sobota, 1 września 2012

Początki nauki

Bosman skończył dzisiaj 7 tygodni. Zmieniliśmy mu karmę na Purinę, był to jednak zwyczajny zbieg okoliczności, gdyż mała bestia zjadła całą porcję, którą dostaliśmy od hodowcy. Nowe jedzonko posmakowało mu równie dobrze, a może nawet i lepiej, kto wie. Wcale nas jednak nie cieszy fakt, że piesek gdy tylko zobaczy przed sobą pełną michę, zaraz wchłania wszystko tak, jakby ktoś głodził go miesiącami... Nic nie może wtedy odwrócić jego uwagi od jedzenia.

A może aparat też da się zjeść..?

Ale muszę go również trochę pochwalić. Bosman jest bardzo bystry. Reaguje na swoje imię, rozumie co to znaczy zostaw i wie gdzie przygotowuje się obiadek. Doskonale orientuje się co zrobić, żeby zostać wygłaskanym i wymizianym po brzuszku oraz że załatwienie się na gazetę równa się pyszny kawałek uwielbianego białego sera. Zresztą czego on nie uwielbia.. Zwykle dostaje miskę rozmoczonych chrupek, dlatego ser stanowi wspaniałe urozmaicenie dla zwykłego dania. Dzisiaj kiedy serek się skończył, wypróbowałam na nim specjalne psie smakołyki. Co prawda dostaje je w minimalnych ilościach, ale mimo to jest w stanie poświęcić dla nich wszystko. To dzięki nim udało mi się go nauczyć jego pierwszej komendy- siad. A robi to jak na porządnego ucznia przystało.


Mam nadzieję że na tym nie poprzestaniemy i że niedługo Bosman będzie znał przynajmniej te podstawowe komendy. Ale nauka nauką, trzeba też pamiętać o zabawie. O tym nasz piesek nigdy nie zapomina... Oczywiście najlepsze zabawki to nie te kupione w sklepie, dużo ciekawsze są znalezione w domu, takie jak np. rolka po papierze toaletowym :)


Oczywiście zabawa samemu to nie to samo co z kimś, dlatego Bosman robi piękne oczy...

...i nie musi długo czekać, bo zawsze ktoś chętny się znajdzie ;)



A po zabawie oczywiście czas na mizianie.

Tutaj z "młodszym panem"

I wreszcie pora odpoczynku, bo już się wieczór zbliża. Wtajemniczeni wiedzą, że szczeniak lubi dobrze wyspać się w dzień, za to w nocy wyszaleć i zwiedzić wszystkie kąty. Dlatego gdy kładę się spać, jestem zmuszona zamykać drzwi do mojego pokoju, a o świcie wykonuję slalom między zostawionymi przez pieska nocnymi "wizytówkami"- tutaj byłem :) Dzisiejszej nocy Bosman nieźle się widać bawił, bo gdy rano postanowiłam zrobić porządki, on wyczerpany od razu rozłożył się i zasnął na moich ledwie co wyciągniętych z szafy ubraniach...

Dzisiaj piesek również planuję chyba jakąś nocną wyprawę, bo położył się jeszcze przed kolacją, żeby nabrać sił. Dzień wyraźnie zbliża się ku końcowi, ja też więc kończę już pisanie i pójdę zająć się kolacją dla mojego małego odkrywcy ;)